W latach 1860 – 1861 przez Królestwo Polskie przetoczyła się fala manifestacji religijno-patriotycznych. Brali w nich udział mieszkańcy miast, inteligencja, urzędnicy. Zdarzało się, że przed tłumem musieli uciekać naczelnicy powiatów, burmistrzowie, prezydenci i ich współpracownicy, szczególnie tacy, którzy restrykcyjnie egzekwowali carskie porządki, nie pozwalając na przejawy patriotyzmu. Zbiegło się to w czasie z wprowadzeniem przez cara reform ustrojowych, które pozwoliły w 1861 roku na powołanie Rady Stanu, Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, rad gubernialnych, powiatowych i municypalnych – trzech ostatnich z wyboru obywateli. Reformy dotarły także do najbardziej uciemiężonej grupy społecznej, czyli włościan. Rozpoczęło się przydzielanie i czynszowanie gospodarstw użytkowanych przez chłopów.
Na zdjęciu książę Dawid Bebutow, wybawca Wincentego Piątkowskiego.
Na przykład w podmiechowskiej Kalinie Małej gospodarze otrzymywali w drodze losowania osady rolne o powierzchni przekraczającej 20 morgów pola. Ci, którzy dotąd nie gospodarowali samodzielnie (komornicy) dostawali tzw. „dziadówki”, czyli osady 1-2 morgowe, na których mogli wybudować własne domy. Chłopi byli carowi wdzięczni za zamianę pańszczyzny na czynsz, a w perspektywie jawiło się jeszcze powszechne uwłaszczenie. Nie wszyscy ziemianie byli z tego powodu zachwyceni, ponieważ pańszczyzna zapewniała im tanią siłę roboczą do prac polowych.
Wystąpienia patriotyczne nie ominęły także Miechowa. W pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych 1861 roku grupa urzędników i mieszczan przystrojonych w żałobne kokardy chodziła od domu do domu, składając sobie życzenia i głosząc hasła równości i braterstwa. Dołączył do nich naczelnik powiatu Wincenty Piątkowski, który po uściskaniu się z mieszczanami prosił, by nie nazywano go „jaśnie wielmożnym”, bo teraz wszyscy są braćmi. Drugiego dnia świąt niemiecka orkiestra zagrała pod domem aptekarza Franckiego „Jeszcze Polska nie zginęła”. Spacerujący po rynku Piątkowski wraz ze swym pomocnikiem Januszkiewiczem przyłączyli się do z grupy słuchaczy.
Fakt uczestnictwa Piątkowskiego w zgromadzeniach nie uszedł uwagi komendantowi miechowskiego oddziału żandarmów, kapitanowi Giro. Doniósł on władzom zwierzchnim o udziale w manifestacjach urzędników miechowskich z Piątkowskim na czele. Gubernator cywilny radomski, hrabia generał major Leontyn Opperman, który rok wcześniej pozostawił Piątkowskiego na stanowisku, mimo, że ten nabył prawo do rządowej emerytury po 40 latach służby, teraz nie był już taki wspaniałomyślny. „Piątkowski dowiódł swej nieżyczliwości dla rządu, a dał zły przykład swym podwładnym […] został zwolniony na emeryturę”. Urzędnicy biorący udział w wydarzeniach ze względu na to, że kierowali się przykładem swego zwierzchnika, mieli być pozostawieni na swych stanowiskach. 13 czerwca 1861 roku przybył do Miechowa książę generał Dawid Bebutow, który uznał działania Piątkowskiego za usprawiedliwione. Kilka miesięcy wystarczyło, by Piątkowski odzyskał swą pozycję i stanowisko, po jakimś czasie został nawet gubernatorem cywilnym radomskim. Powszechnie przypisuje się te awanse zażyłości z Aleksandrem Wielopolskim, dyrektorem Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, właścicielem pobliskiego Książą Wielkiego. Książę Bebutow podczas pobytu w Miechowie obiecał także, że zabierze z miasta komendanta żandarmów Juliana Giro. Jak dowodzą wydarzenia z 1863 roku, swej obietnicy nie spełnił. Nadgorliwość Giro powodowała, że był powszechnie nielubiany przez ziemian i urzędników. Niechętny mu Kazimierz Girtler pisał o reakcji Giro na ogłoszenie stanu wojny w Królestwie Polskim w 1861 roku: „Giro komendant, gdy się dowiedział odebrawszy rozkaz o stanie oblężenia, dobrze nie oszalał z radości […] klaszcząc, skacząc, krzycząc”.
Kapitanowi Giro przypisywano także udział w represjach wobec mieszkańców Miechowa po bitwie 17 lutego 1863 roku. Przeczą temu jednak informacje zawarte w książce wydanej w 1909 roku Служба пограничной стражи въ военное время, której autorem jest М. Czernuszewicz. Wynika z niej, że Giro po bitwie miechowskiej doniósł władzom o nadużyciach żołnierzy rosyjskich, w tym zabijaniu bezbronnych obywateli miasta, oskarżył także pograniczników, podwładnych majora Niepienina o grabieże. Wydarzenia miechowskie nagłośnione przez europejską prasę stały się przedmiotem dochodzenia prowadzonego przez dowództwo wojsk rosyjskich w Polsce. Z wyjaśnień majora Niepienina wynika, że „przyszło mu dowodzić w bitwie pod ostrzałem ukrytych w domach powstańców.” Giro natomiast ze swym oddziałem żandarmów miał przegapić tak ważne wydarzenia, jakimi było zapełnienie miasta powstańcami na kilka dni przed atakiem i sam atak oddziału Kurowskiego. Według Niepienina uwolnieni przed bitwą aresztanci przynieśli więcej pożytku, niż żandarmi kapitana Giro, którzy nie brali udziału w obronie Miechowa.
Przytoczone fakty potwierdził częściowo Kazimierz Girtler w swych pamiętnikach. „Tego żona [Giro], chora suchotnica, leżała w łóżku, a gdy pożar się szerzył, przerażona lękała się spalenia, dlatego wyniesioną z łóżkiem postawiono przed domem, a przy niej dwóch żandarmów z pałaszami straż trzymali, aby ją żołnierze nie obdarli lub nie zamordowali[…]. W końcu Antonina Giro znalazła schronienie w gmachu poklasztornym. Wyjaśnienia Niepienina (nie wszystkie wiarygodne) kierowane do władz zawierają informację o schwytaniu w Miechowie niejakiego Dąbrowskiego, członka komitetu centralnego. Niepieninowi chodziło prawdopodobnie o Jarosława Dąbrowskiego, członka Komitetu Centralnego Narodowego, tajnego kierownictwa obozu „Czerwonych”, który … od pół roku był więziony przez Rosjan w Cytadeli Warszawskiej. Dochodzenie prowadzone po bitwie miechowskiej przez Rosjan, jak można się było spodziewać, zostało umorzone, a samego Niepienina car odznaczył orderem św. Stanisława z mieczami. Autor opracowania sprzed ponad wieku podaje interesującą informację o tym, że 17 lutego 1863 roku dowodzący garnizonem miechowskim Niepienin otrzymał wiadomość o planowanym ataku oddziału Apolinarego Kurowskiego na Miechów od przybyłego do miasta pruskiego poddanego Franza Gitlera. Gitler (in. Hitler) miał za to otrzymać 3 ruble nagrody.
Część ziemian przygotowywała i aktywnie uczestniczyła w powstaniu styczniowym. Należą do nich Bielski, syn właściciela Giebułtowa, Seweryn Mieszkowski, dzierżawca Chwałowic, Teofil Szyc, właściciel Rzeżuśni i Stanisław Linowski, właściciel Szreniawy. Mieszkowski zginął wraz z dwoma innymi powstańcami w Giebułtowie, Szyc początkowo skazany na śmierć za udział w przygotowaniach do powstania, uwięziony w Szlisserburgu, schorowany powrócił do domu na krótko przed śmiercią. Stanisław Linowski brał udział w powstaniu z oddziałem stworzonym przez siebie, jemu jednak udało się uniknąć represji po powstaniu.
Byli jednak i tacy, którzy nad wystąpienia z bronią w ręku przedkładali spokojne życie wiejskie: „Oby mi dał Bóg dożyć tej chwili, żeby cały naród polski żył z Bogiem, monarchą i sobą samym w zgodzie, a wolności umiarkowanie używał”.
Dogłębnie analizowane były postawy urzędników wobec powstania styczniowego. Jak pisze w „Pamiętnikach powstańca 1863 i 1864 roku” Władysław Modrzewski „Już to w powstaniu najnieszczęśliwsi byli urzędnicy małych miasteczek, posądzani o zdradę przez powstańców i prześladowani przez Moskwę za brak gorliwości, a bywało tak, że niejeden przypłacił szubienicą lub Sybirem, stosownie jak okoliczności go postawiły winnym w oczach jednych lub drugich”. W naszym regionie na śmierć skazani zostali przez powstańców burmistrzowie Pilicy i Wolbromia.
Chłopi z powiatu miechowskiego generalnie przeciwni byli powstaniu, przejawiło się to schwytaniem po bitwie miechowskiej i oddaniem Rosjanom 21 jeńców – powstańców.
Zderzenie postaw chłop - urzędnik prześledzimy u Czernuszewicza cytującego za Niepieninem: „Jako przykład działań urzędników niech posłuży przypadek urzędnika sądowego Dłużniewskiego. 19 lutego (1863 r.) o godzinie 10 rano sołtys pobliskiej wsi Trzebienice przyprowadził dwóch schwytanych buntowników uczestniczących w ataku na Miechów. […] Wymieniony wyżej urzędnik zobaczywszy, że sołtys przyprowadził jeńców, nie zważając na to, że było to w miejscu publicznym, w obecności konwojującego, rzucił się wściekle na sołtysa i zbił go tak, ze cała twarz mu opuchła.”
Na zakończenie wypada wspomnieć, że żona kapitana Juliana Giro, Antonina z Polkowskich po śmierci w 1863 roku spoczęła na miechowskim cmentarzu. Nagrobek córki naczelnika powiatu sejneńskiego znajduje się we wschodniej części nekropolii /zdjęcie poniżej/. Mąż jej, Julian Giro, urodzony w Mohylowie, za zasługi został mianowany cywilnym naczelnikiem powiatu płockiego.